W związku z XVI edycją Międzynarodowego Festiwalu Bachowskiego czytaj więcej
…w Kościele Pokoju. czytaj więcej
Zachęcamy do oddania głosu! czytaj więcej
Historyczne miejsca, które poznaliśmy podczas wspólnych podróży po Śląsku, skłoniły do podjęcia decyzji o zawarciu małżeństwa w Świdnicy – mówią państwo młodzi. czytaj więcej
W sobotę weszli do ogródka „baroccafe” pierwsi goście. Po trwającym prawie dwa miesiące remoncie kawiarni nadeszła chwila wyjątkowa. Drzwi kusiły soczystą czerwienią. Żyrandol połyskiwał granatem. Stara drewniana podłoga zachwycała bielą. A w ogródku cicho pluskała woda w… studni. Ci którzy przyszli na koncert Martyny Jakubowicz przekonali sie, że „baroccafe” to nie tylko nowa nazwa dla istniejącej od kilku lat w „Domu Stróża” kawiarni. Nowa „baroccafe” jest przytulna jak dawniej, ale i świeża kolorami. - Atmosfera tego maleńkiego domku urzekła mnie przed kilku laty. I ten stan zauroczenia trwa do dziś. Uwielbiam tu po prostu przebywać. Usiąść, żeby spotkać się z przyjaciółmi przy cafe nero lub jak ktoś lubi cafe bianco. Ale cenię sobie także chwile samotne. Czasem „przepisuję” sobie takie mikro terapie – wpadam tu w trakcie dnia żeby usiąść na chwilę i zastanowić się zanim pobiegnę dalej. Myślę, że chciałam stworzyć takie miejsce, do którego się wraca… za którym się tęskni... Mam nadzieję, że mi się to udało - wyznaje Bożena Pytel, właścicielka „baroccafe”. Smakiem kuszą też lekko zawiane kawy i czekolady. Tą ostatnią można się także posilić zamawiając tosta czekoladowego z dodatkiem na przykład sera pleśniowego. Goście nie znajdą w „baroccafe” nadmiaru złoceń i dekoracji. W tym miejscu barok to bogactwo pozytwynych emocji i doznań. Joanna Lamparska, dziennikarka, podróżniczka, pisarka: Lubię, kiedy dookoła panuje równowaga. Atmosferę takiej nieco ostatnio zagubionej harmonii odkryłam na nowo podczas koncertu Martyny Jakubowicz w „baroccafe” w Świdnicy. Nie wiem, jak Bożena Pytel, gospodyni tego miejsca, to robi, ale w „baroccafe” panuje niemal magiczny klimat. W sobotni wieczór z pomocą Bożenie przyszły również siły wyższe, które szarpiąc chmury na niebie i dmuchając z całej siły w liście drzew, stworzyły w ten sposób naturalną scenografię. Martyna Jakubowicz wraz z muzykami cudownie dogadali się z pogodą i zagrali lekko, nostalgicznie, trochę w rytm wiatru. Ten bardzo kameralny, niemal domowy, koncert na chwilę przeniósł nas w krainę zapomnienia i melancholii. A jako, że nie ma domowej atmosfery bez „przyziemnego” łasuchowania, gospodyni zawsze dba, żeby nie zabrakło różnych pyszności. W moim przypadku, połączenie gorącej czekolady ze sztuką, to niemal ideał, a jeśli mam jeszcze świadomość, że czuwają nade mną te wszystkie zastępy aniołów z Kościoła Pokoju, to czy trzeba mi czegoś więcej? Dziękuję za zaproszenie!