Wybierz język:

Facebook
Największy drewniany kościół w Europie na liście UNESCO
Pokaż aktualności
  • Festiwal Bachowski

    19.07.2015

    W związku z XVI edycją Międzynarodowego Festiwalu Bachowskiego czytaj więcej

  • Od kantaty do kantaty

    08.07.2015

    …w Kościele Pokoju. czytaj więcej

  • Kościół Pokoju nowym cudem Polski

    29.06.2015

    Zachęcamy do oddania głosu! czytaj więcej

  • Ślub krewnego Helmuta Jamesa von Moltke

    28.06.2015

    Historyczne miejsca, które poznaliśmy podczas wspólnych podróży po Śląsku, skłoniły do podjęcia decyzji o zawarciu małżeństwa w Świdnicy – mówią państwo młodzi. czytaj więcej

Ukryj aktualności

Dziergać każdy może

22.07.2011

Miniony tydzień na placu Pokoju udowodnił, że koronki nie odeszły do lamusa. Przeciwnie, wracają w wielkim stylu, nabierając nowych znaczeń. Rozpoczęła się V edycja Artystycznego Lata na placu Pokoju. Szlachetna koronka z Bobowej Wszystko zaczęło się w poniedziałek, 11 lipca. O poranku na placu Pokoju, nieopodal dzwonnicy, pojawiły się drewniane stojaki, a na nich wałki wypełnione sianem. Na stole piętrzyły się kolorowe nici, a pomiędzy nimi małe drewniane klocki. Energiczna, drobna blondynka przypinała do wałków tajemnicze karteczki. To Ewa Szpila, koronczarka z Bobowej. Przyjechała do Świdnicy na zaproszenie Bożeny Pytel, pomysłodawczyni i organizatorki projektu „Artystyczne Lato na placu Pokoju”. - Od niepamiętnych czasów kobiety z Bobowej trudnią się wyrabianiem koronki klockowej. Powstają one przez wiązanie wielu nici lnianych nawiniętych na szpulkowo zakończone, toczone na okrągło, drewniane klocki - wyjaśnia Ewa Szpila. - Poszczególne nici kolejno zaczepia się o szpilki wpięte w poduszkę z umieszczonym na niej wzorem. Następnie przeplata się je raz gęściej, raz rzadziej w zależności od rodzaju koronki. Jako pierwsi przy wałkach zasiedli najmłodsi uczestnicy projektu: dzieci i młodzież z Młodzieżowego Domu Kultury w Świdnicy, którzy od pięciu lat biorą udział w artystycznych działaniach na placu Pokoju. „Klepanie koronek”, bo tak fachowo określa się tę czynność, pochłonęło ich bez reszty. Pierwszym zadaniem było wykonanie płócienka. Ale tak naprawdę nauka rozpoczęła się już od prawidłowego nawijania nici na klocki. Później trzeba było oswoić się z przekładaniem ich w górę, dół, dół i znowu w górę. Jeszcze tylko rozszyfrowanie miejsc, gdzie należy wbić szpilkę i po czterech godzinach każda uczestniczka stała się posiadaczką stylowych, ręcznie wykonanych, bransoletek. Siekanka i pikotki Po południu na plac Pokoju przybyła grupa dorosłych uczestniczek. Jedenaście kobiet, różnych profesji, odmiennych osobowości. Starsze i młodsze. Wszystkie zasiadły do „klepania koronek” czując, że przed nimi stoi ogromne wyzwanie. Opanowanie nowych, niecodziennych umiejętności szło w parze z niezwykłą atmosferą, jaka stopniowo pojawiała się w tym miejscu. - Warsztaty koronczarskie to fenomen socjologiczny! Wobec wałka, klocków i nici byłyśmy wszystkie równe, tzn. równie „zielone” - śmieje się Marta, jedna z uczestniczek. - W jednej chwili naszym przewodnikiem po tym nieznanym świecie została Ewa. I przez kolejne dni prowadziła nas, dosłownie, za rączkę. Podczas codziennych „sesji klepania koronek” nieważna była praca, telefony, robienie konfitur (Mariolu, Twoje z wiśni były fantastyczne!) czy podlewanie ogródka. Te wszystkie sprawy, które zwykle tak nas absorbują, zeszły na dalszy plan. My miałyśmy inne problemy. Czy przy siekance przekładam w prawo czy w lewo? Czy przed pikotką robić góra, dół, dół, góra? Czy po haftowaniu wiązać raz czy dwa razy? - wspomina. Kolejne dni płynęły na placu Pokoju swoim rytmem. Od 10.00 do 14.00 pracowały dzieci i młodzież. Potem szybki obiad zjedzony przez Ewę Sziplę na kolanie i od 15.00 zaczynały „dorosłe koronczarki”. W połowie zajęć unosił się zapach kawy - to Bożena Pytel dbała o to, by uczestniczkom warsztatów stworzyć domową atmosferę. Nierzadko słychać było salwy śmiechu - to przez kawały opowiadane przez prowadzącą. Niekiedy zaś panie koiły nerwy, których źródłem była na przykład nieudana siekanka, obejmując drzewo. Grupy warsztatowe stały się atrakcją turystyczną - odwiedzający Kościół Pokoju, zwabieni niecodziennym widokiem, podchodzili i fotografowali koronczarki. Ale największe wydarzenie było jeszcze przed nimi... Włóczkowa partyzantka W sobotę, 16 lipca, na plac Pokoju przybyły Maja Brzozowska i Monika Rosińska, socjolożki i knitgrafficiarskie entuzjastki. Ich zadanie wydawało się z początku abstrakcyjne: wydziergać plac Pokoju. - Moja socjologiczna fascynacja dzierganiem w kontekście miejskim pojawiła się w efekcie próby zrozumienia logiki działania partyzantek kulturowych i artystycznych we współczesnych aglomeracjach. Traktuję ją jako jedną z form – w interesujący sposób skupiającą wątki ekologiczne, antykonsumpcjonistyczne, feministyczne, artystyczne – odzyskiwania przestrzeni miasta. Cel tego rodzaju poczynań jest bardzo różny – od próby upiększenia wycinka najbliższej okolicy bez żadnego podtekstu po politycznie zaangażowany komentarz (np. udział „dziergaczy” w protestach antyglobalistycznych w USA) - opowiada Maja Brzozowska. -  My jednak lubimy, kiedy akcje włóczkowe w mieście są niedookreślone, jeśli chodzi o ich przesłanie. Szydełkowy grzybek na hydrancie, kolorowa owijka na gałęzi drzewa – to czysta „sytuacja”, okazja do wybicia się z rutyny codziennego życia, pretekst do spojrzenia na miasto inaczej - wyjaśnia. Działania wokół Kościoła Pokoju nie miały charakteru zabawy. Choć przybyli na happenig goście z pewnością miło spędzili tutaj czas. - Partyzantka jest pretekstem do spotkania ludzi, do poznania miejsca, odkrycia go na nowo - mówi Bożena Pytel. - Działania z włóczką mogą prowadzić do swoistego zatracenia i tak też się stało na placu Pokoju. Każdy poszukiwał w tym miejscu siebie, a dodając elementy wydziergane na szydełku w szczególny sposób indywidualizował tę przestrzeń. Wydziergany plac Pokoju Partyzantka włóczkowa dotarła do wielu miejsc na świecie. Huston, Los Angeles, Nowy Jork, a także Paryż, Londyn, Wenecja i Mediolan. Jedna z akcji Mai i Moniki zakończyła się ozdobieniem włóczką słynnych koziołków z pomnika przed urzędem miasta w Poznaniu. Ale działania na zabytkowym cmentarzu jeszcze nie było... -  Z dystansem podszedłem do pomysłu wydziergania placu Pokoju - przyznaje ks. Waldemar Pytel, proboszcz parafii ewangelickiej w Świdnicy. - Przyglądałem się bacznie temu, co miało miejsce w sobotnie popołudnie. W oczach uczestników tego wydarzenia widziałem zaangażowanie i chęć „oswojenia” tego miejsca. A efekt akcji był dla mnie miłym zaskoczeniem - w delikatny sposób włóczka skomponowała się z tą przestrzenią. Jestem pełen podziwu dla zdolności i wyobraźni uczestników happeningu – podkreśla ks. Pytel. - Artystyczne Lato na placu Pokoju to działania związane z kreacją. W tym roku zaprosiłam do prowadzenia warsztatów Ewę Szpilę, koronczarkę z Bobowej, polskiej stolicy koronki klockowej. Zakończenie kursu „klepania koronki” połączyliśmy z nowatorskim działaniem partyzantki włóczkowej pod wodzą Mai Brzozowskiej i Moniki Rosińskiej. W ten oto sposób uczestnicy mieli okazję poznać rękodzieło w dwóch kontrastowych ujęciach: nurtu ludowego, tradycyjnego oraz industrialnego, nowatorskiego - wyjaśnia pomysłodawczyni projektu. Ciekawe było odkrywanie społecznej funkcji koronki. W pierwszych dniach podnosiłyśmy ją do arcydzieła - dbałyśmy o formę, jej artyzm. W sobotę natomiast nie liczyło się jej piękno, ale właśnie jej funkcja społeczna, czyli to, że sprowokowała nas do spotkania się w tym miejscu, do rozmowy, do wspólnych działań. V edycja Artystycznego Lata na placu Pokoju trwa. Wszyscy zainteresowani mogą przyjść i obejrzeć efekty tygodniowych zmagań z nićmi i włóczką. A już we wrześniu, na tydzień przed jubileuszem 10-lecia wpisu Kościoła Pokoju na Listę UNESCO, odbędą się warsztaty filmowe.

Newsletter Powered By : XYZScripts.com